„Mission Impossible: Ghost Protocol” – recenzja
Ethan Hunt powraca. Mission Impossible: Ghost Protocol to czwarta odsłona cyklu filmów o śmiałych akcjach agenta wyspecjalizowanego w tzw. misjach niemożliwych. Od poprzednich różni się i jakościowo, i ilościowo, miejscami potrafi zaskoczyć i jest zupełnie przyzwoitą porcją rozrywki.
Fabuła nie poraża odkrywczością, jednak w zupełności wystarcza na solidne kino akcji. Zawiera również zwroty, których nie zawsze mogliśmy się spodziewać, choć większość z nich to jednak „twórczo rozwinięte” schematy, które zawsze dobrze sprawdzały się w kinie sensacyjnym i szpiegowskim.
Akcja na Kremlu już sama w sobie wydawała się być misją… może nie niemożliwą, ale bardzo, bardzo trudną. Okazuje się jednak, że to dopiero preludium dla prawdziwego wyzwania, które ma dopiero nastąpić.Ethan Hunt, agent IMF, zostaje oskarżony o terrorystyczny zamach bombowy. Wraz ze swoim zespołem zostaje zwolniony z obowiązków, prezydent USA wdraża zaś tzw. „Ghost Protocol”. W efekcie całe IMF przestaje istnieć. Pozostawiony bez środków i wsparcia, Ethan musi znaleźć sposób na oczyszczenie dobrego imienia agencji oraz swego własnego, a także – uniemożliwienie eskalacji zagrożenia. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że Ethan, nie mając żadnego wyboru, musi współpracować z kilkorgiem dość przypadkowo dobranych byłych agentów IMF, których osobiste motywy nie są mu do końca znane. Razem angażują się w szaleńczy wyścig z czasem, podróżują przez pół świata, chcąc uchronić ludzkość przed potężnym niebezpieczeństwem.
Pierwszy film z serii MI był swoistym objawieniem, świeżym powiewem w i tak już dobrym kinie akcji lat 90’ XX wieku. Łączył najlepsze elementy kina szpiegowskiego i sensacyjnego z nowinkami technologicznymi. Po kilkunastu latach od premiery w zasadzie się nie zestarzał. Druga część, całkiem niepotrzebnie okraszona niezbyt przekonującym i nieco pretensjonalnym wątkiem romansowym, jest moim zdaniem najsłabszą z cyklu. Realizując „trójkę” reżyser podryfował w kierunku trzymającego w napięciu, nieco mrocznego thrillera. Ghost Protocol także jest odmienny od każdego ze swoich poprzedników. Tę odsłonę cyklu zrealizowano z największym rozmachem, największego kalibru jest tu także intryga, w którą wplątał się poczciwy Ethan, wreszcie – w tym filmie odnajdujemy najwięcej „niemożliwych” scen, w których naginane lub wręcz łamane są prawa funkcjonowania ludzkiego ciała, prawa fizyki i jeszcze parę innych rzeczy (w tym – kości). Chyba najlepszym przykładem jest scena, w której nasz dzielny agent bez asekuracji i z mocno wadliwym sprzętem uprawia wspinaczkę na zewnątrz zbudowanego ze szkła i stali wieżowca na wysokości… 130 piętra, tuż przed burzą piaskową (rzecz dzieje się w Dubaju). Po obejrzeniu tego popisu w zasadzie zaczęłam się spodziewać, że lada chwila Ethan Hunt pieszo dogoni lecący śmigłowiec.
Istotnie zresztą był to popis; scenę podobno zrealizowano przy minimalnym udziale dublera i znikomej asekuracji, podobnie jak kręcone w górach sceny otwierające MI II – Tom Cruise jest znany z zamiłowania i osiągnięć w dziedzinie wspinaczki. Można powiedzieć, że mimo upływu lat, aktor jest nadal w znakomitej formie fizycznej.
Jak z formą aktorską? Nie tak łatwo na to pytanie odpowiedzieć, bowiem bliska ideału postać Ethana Hunta nie wydaje się stanowić wielkiego wyzwania dla aktorskiego talentu. Cruise jednak dobrze wywiązał się ze swojego zadania – być może cechujący go narcyzm pomógł mu wiarygodnie wykreować pod każdym względem doskonałą postać Hunta. Pozostali aktorzy także stanęli na wysokości zadania, choć w ich wypadku również wymagania reżysera nie wydawały się zbyt wysokie – jak to często bywa w kinie akcji, bohaterowie nie mają tu przesadnie pogłębionej psychologii. To, co ich trochę komplikuje, to bolesna świadomość fiaska jakiejś misji w przeszłości lub strata bliskiej osoby. Żeby nie było nudno, w ekipie Hunta znajduje się zbiór postaci, z których każda, choć stereotypowa, jest odmienna od pozostałych na tyle, by można było trochę pograć na strunie relacji międzyludzkich. Wypada to całkiem nieźle. Jedyną postacią, którą uważam za naprawdę niedopracowaną, jest Kurt Hendricks grany przez Michaela Nyqvista. Główny, zagrażający całej ludzkości czarny charakter jest kompletnie pozbawiony charyzmy, snuje się po filmie jak cień. Zaskakujące, bo Nyqvist ma warunki do przekonującego grania psychopaty; w tym filmie jego potencjał kompletnie zmarnowano. Philip Seymour Hoffman, grający antagonistę Hunta w poprzedniej części, po prostu rozkłada go na łopatki.
Swoistą nowością i odmianą jakościową jest humor towarzyszący bohaterom przez cały film i to humor naprawdę niezły, wywołujący rozbawienie, czasem śmiech. Zważywszy na nagromadzenie „scen niemożliwych” uznaję to za trafny zabieg; oko dyskretnie puszczone do widza. Dzięki tej dawce humoru można było przełknąć ocierające się o niemożliwość wyczyny Hunta i tolerować jego kryształowy charakter.
Film jest miejscami zabawny – głównie dzięki dobrym dialogom, ale także – dowcipom sytuacyjnym. Dobrym pomysłem okazało się obsadzenie w komicznej, drugoplanowej roli brytyjskiego aktora, Simona Pegga, który pojawia się epizodycznie już w poprzedniej części cyklu, tutaj jednak jego rola jest znacznie większa. Jednocześnie Ghost Protocol trzyma w napięciu i raczej unika dłużyzn, choć sam finał wydawał mi się dość rozwleczony i irytująco przekombinowany. Jest wreszcie bardzo dobrze zrealizowany od strony technicznej – zdjęcia, montaż i efekty specjalne pozostawiają dobre wrażenie. Podobnie jak w poprzednich częściach, na uwagę zasługuje też muzyka.
Reasumując, choć nie należę do wielkich wielbicielek talentu Toma Cruisa, mogę polecić Ghost Protocol z czystym sumieniem wszystkim, którzy oczekują od filmu, by był wypełniony wartką akcją, trzymał w napięciu i niekoniecznie miał dużo wspólnego z żelazną logiką. Jak nietrudno się domyślić, miało to być kino rozrywkowe i z tego założenia wywiązuje się całkowicie, dzięki rozmachowi produkcji i rzemieślniczej precyzji twórców.
Zważywszy na fakt, że jeszcze przed premierą czwartej odsłony przygód Ethana Hunta mówiło się o planach kręcenia piątej części, ciekawa jestem, czym twórcy „piątki” zdołają nas zaskoczyć – jeśli chodzi o spektakularność, Ghost Protocol wysoko ustawił poprzeczkę, jeśli chodzi o fabułę – zdaje się, że wszystko już było. Zobaczymy.
{youtube}V0LQnQSrC-g{/youtube}